Helena Budz

Udostępnij!

Helena Budz z domu Polak – nauczycielka.

Urodziła się 3 kwietnia 1934 r. w Poroninie, gdzie też ukończyła szkołę podstawową. Naukę kontynuowała w Liceum Pedagogicznym w Zakopanem, a następnie w Zaocznym Studium Nauczycielskim w Krakowie. W Instytucie Kształcenia Nauczycieli w Warszawie odbyła kurs korespondencyjny Pracowników Bibliotek Publicznych i Szkolnych. Była nauczycielką w Szkole Podstawowej nr 2 (1953-1956) i w Szkole Podstawowej nr 1 w Czarnej Górze (1956-1984). Prowadziła bibliotekę wiejską. Była Radną Gromadzkiej Rady Narodowej w Czarnej Górze w okresie 1954-1958, wiceprzewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich. Organizatorka zajęć pozalekcyjnych w zespole śpiewu i tańca oraz gry na akordeonie. Współorganizatorka kursów kroju i szycia, haftu, pikowania kołder i gotowania. Autorka artykułów w: „Podhalance” i „Echo Spod Giewontu” oraz pieśni o treściach religijnych. Członek Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Odznaczenia: Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Złoty Krzyż Zasługi, Brązowy Krzyż Zasługi, złota odznaka Związku Nauczycielstwa Polskiego, złota odznaka „Za zasługi dla gminy Bukowina Tatrzańska”. Interesuje się pszczelarstwem, literaturą, regionalizmem, ochroną środowiska. Mieszka w Czarnej Górze.

ŚPISU MÓJ

Podhale ! Krajino cudowno !
Śpisu mój, ziymio rodzinno !
Ńiby tako jak syćkie dokoła
A dlo mnie piykniejso i inkso.

Uboce i Zagórskie pola,
Porozdzielane potokami
We ftoryw woda cichućko nuci
Śrybnymi kropelkami.

Wiyrchy, doliny
Kielo wy piykności mocie
Kie raniutko słonecko wos złoci,
Z urodom Tater sie równocie.

Litwińsko Grapo! o Tobie pragnym śpiywać,
Dzisiok i kiedy dorosnym
I o tym jak krokusami spokojne łonki
Nojwceśnij witajom wiesne.

W dole pod tobom sumi Białka.
Grożno i niebezpiecno rzyka.
Zabiyro ludziom ziymie,drzewa i mosty,
Daleko w świat ucieko.

Widzis stont calućkie Tatry,
Od nik nojmocniyj wiater holny duje,
I radość cie rozpiyro,
Ze świat co dziyń piykniejsy.

Kiedy chmura słonka nie zakryje
Obziyros nowotarskom ziymie,
Calućkie pasmo Gorców
I Piynin, Trzi Koruny.

Przez biydne a przecies bogate pola
Wiejsko drózyna sie wije.
Śpisu mój ! chwolić cie nie przestanym,
Tu moje scynście sie kryje.

 

Śpisko – góralsko „Królowo pscół”

(w dniu poświęcenia sztandaru pszczelarzy – ku rozwadze)

Witojcie tu syćka miyli, piyknieście się zgromadzili
Niby rójek pscół pokażny a kozdy z wos bardzo wozny
i kozdy barz sanuwany.

Witojcie nom miyłe panie, bedzie tu dziś świyntuwanie.
Piykne lato juz minęło, skoda, ze takie krótkie było.
Pscoły piyknie pracowały, bo pogode piyknom miały
i duzo nom miodu dały, duzo pyłku na cas zimy no i kitu odrobiny.

Nic casu nie zmarnowały, a pscolorzy zachyncały do wysiyłku i do pracy
Brzyncom: to lato ci sie odpłaci.
Pscelorz casu nie marnuje, nowe plany w głowie snuje, ftoróm matke trzeba
Zmienić, bo ta staro, ta rojliwo, a tamta zaś leniwo.

Mało córek wychowała, no i miodu mało dała.
Trudny wybór, cy Beskidke, cy Karnike, a moze ślonskom Karolinke,
abo Sklynarke z Austryji, pscelarzowi w głowie się roji.

Jo wos dzisiok fcym namówić do mondrego przemyślynio, żeby jesce
Nowóm matke wychować z inego nasiynio.
Takim inksóm , ale góralskim, nie nizinnom, góralkom by się nazywała
I piyknie by tańcowała. Na łónkak i nad lasem w locie porzystym
Z trutniym casym. W słónka promieniak by hulała,potym do ula by wracała,
Tam jóm ceko duzo pracy: zarzóndzanie, rozmnażanie,
no i wielkie królowanie.

Rój się ciesy z jyj rzóndzynio i starannie obsługuje, karmi, poji
Chroni bezgranicnie, nie szprzyco się choć jest licny.
Ta matka górsko byłaby doskonało, nie za duzo, nie za mało.
Tako w sam ros – granic by nie uznawała, ani wiz na świecie całym,
a świat byłby prze niom mały.

Jus jom mome na śtandarze, ona z Orłym leci w parze. Cało jest ze złota
I cało bogata. Jesce swoje bogactwo powiynkso w kumorkak zrobiónyk
z wosku. Jesce wom powiym, ze ta matka góralka, to nie jakosi grotka.
Ona jest odporno na choroby, srogie zimy, wieśniane chłody, holne wiatry,
Letnie burze i na łonkak wody duze. Som to cechy znakomite,
Zbiory miodu barz obfite. Na obrozku tys by piyknie wyzierała
Na aksamitnyj szarotce by siedziała, zeby dodać animusu na góralskim
kapelusu.

Jo jus widzym dumne twarze nasyk chłopców przy śtandarze z piyknóm
na spince górskim złotóm pscołóm.
Zeby co nowe powstało, to trzeba trudu niemało.

Wniosek prosty i głatki, pomyście młodzi pscelorze nad wyhodówaniym
Młodyj matki góralki. Moze przez inseminacje, moze przez skrzyzówanie
niek się mondro wola stanie.

Dziynkujym panowie, panie za cierpliwe wysłuchanie. Moze moje
opowiadanie wnetki się prowdóm stanie. Jo tego barz by fciała
i chyntnie byk zatańcowała.

 

„LECMY KU SOBIE „

( Jubilatom na 50-lecie małżeństwa )

Lećmy ku sobie
bo moze casu nie starcy.
Roki barz pryntko mijajom,
Miyłości wielkiej my worci

Prziblizmy sie do siebie,
złozyć serdecne zycynia,
niek chwile tu przezyte
zostawiom potomkom wspomniynia.