Maria Waniczek

Udostępnij!

Maria Waniczek – nauczycielka, regionalistka, poetka, animatorka kultury, działaczka na rzecz zachowania dziedzictwa kulturowego i upowszechniania tradycyjnego folkloru spiskiego, także poza granicami regionu.

Urodziła się w Nowym Targu (w 1955 r.), mieszka w Niedzicy na Spiszu. Zdobyła wykształcenie polonistyczne na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach, ukończyła studia podyplomowe, zarządzanie placówkami oświatowymi w Wyższej Szkole Zarządzania w Zawierciu. Pracowała jako nauczyciel języka polskiego w szkole podstawowej, w szkole zawodowej i liceum profilowanym, była dyrektorem Szkoły Podstawowej w Niedzicy (1998-2007).

W 2000 r. została odznaczona Medalem Komisji Edukacji Narodowej. W latach 1991 – 2007 kierowała też Gminnym Ośrodkiem Kultury w Niedzicy. Była współzałożycielką (w 1991 r.) regionalnego zespołu ,,Czardasz”. Dla jego potrzeb opracowała kilkanaście scenariuszy przedstawień obrzędowych. Kieruje nim do tej pory – 18 lat, promując poprzez jego działalność kulturę Spisza w innych regionach Polski i za granicą.

W dorobku autorskim Marii Waniczek szczególne miejsce zajmuje twórczość poetycka w gwarze spiskiej, podejmując tematykę miłości do ziemi, patriotyzmu, uroków regionu, tradycji. Pierwszy tomik wierszy ,,Spisko polecka” ukazał się w 1984 r., drugi ,,Piykne, ale twarde” w 2007 r. Autorka publikowała również w antologiach podhalańskiej poezji gwarowej ,,Młodnik” (1989 r.) ,,Nuty serdeczne” (1995 r.) i w regionalnych czasopismach: ,,Spisz i Orawa”, ,,Prace Pienińskie”, ,,Spisko sygnorka”, ,,Na Spiszu”. W 2008 roku otrzymała nagrodę Oskara Kolberga.

 

Wrota piękna

Przez ciszę wokół rozlaną
Przemierzam potok myśli.
Głos serca idzie za mną,
Docieram do wyobraźni.

Jej kruche wrota otwieram,
Widzę miejsca mi znane.
Piękno tu dech zapiera,
Piękno ich w słońcu skąpane.

Jak nie kochać spiskiej ziemi,
Która urokiem zniewala,
O której śpiewają pieśni.

Jak nie kochać dolin i pól,
Ich opisują poeci
Lawiną najpiękniejszych słów.

Spisz nocą

Otulone pięknymi wzgórzami
Zasypiają doliny i lasy,
Przeplecione potoków wstęgami
Posypane kryształami rosy.

Pod abażurem rozsypanych gwiazd
I blaskiem łuny księżyca,
Rysuje się ziemi mojej kształt
Spowity mrokiem i tak zachwyca.

I tak radością dusza urzeczona,
Śpiewa cicho pochwalną pieśń,
Którą spowija nocy osłona.

I tak wędrują myśli człowieka
Od nieba po kres ziemi,
Co nawet nocą pięknem urzeka.

Tęsknota za Spiszem

Pamiętam tę dolinę
Między dwoma wzgórzami.
Środkiem rzeka się wije,
Aż w dole coś ją ujarzmi.

Nad nią dumnie wyrosły
Domy szczęściem wypchane
Pełne kolorów wiosny
Ogrody, płoty i bramy.

Tak daleko zostało to wszystko.
Za daleko, by widzieć i chwalić.
Za to jest dusza wypełniona pustką.

Pamięć obrazy zaciera powoli,
Karmi tęsknotą serca i myśli
Tych, którzy kiedyś stąd wyjechali.

 

To Spisz

Są pochwały, kosze zachwytu,
Są myśli tonące w podziwie,
Sa słowa mknące do zenitu.
Tu wszystko jest piekne prawdziwie.

Są wzgórza siedzące w zadumie,
Są lasy pachnące igliwiem,
Sa pola, piekne wstęgi długie.
Tu wszystko jest piekne prawdziwie.

Są minionych czsów zdarzenia,
Są w pamięci, więc ciagle żywe,
Są też ludzkich losów wspomnienia.
Wszystko jest nasze, prawdziwe.

Są tradycje przekazane,
Sa piesni smutne i prawdziwe,
Są basnie, legendy spisane.
Wszystko jest nasze, prawdziwe.

 

Dzie cłowiek idzie?

Na rozstaju,
za dziedzinom,
Idom drogi trzi.

Na rozstaju,
za dziedzionom
jest drewniany krziz.

Dzie iść Boze?
pyto kazdy,
fto tamtyndy seł.

Jezus bez słow
podpowiado:
kazdy mo swoj cel.

Cłowiek pyto
bo godajom,
ze o droge pytać trzeba

Kogo pytać?
zodyn nie wiy
Bo samymu sukać trzeba.

Jak wybiyrać?
Wedle cego?
Cy suminio, cy mondrości?

Powiadajom,
ze i serca
Trza wysłuchać w pokorności.

Cy to z gory,
cy pod gore,
cłowiek dźwigo zycio krziz.

Fse usłysy przikozanie,
zeby go z pokorom niyść.

Dzie i cymu?
siebie pyto,
odpowiedzieć ni mo fto.

Przeto dźwigo, kielo moze,
Skoro dźwigać musi go.

Kiedy starzi powiadali
O rozstajnyw drogaw
I piosnecki układali
O jiw duzyw mocaw.

Śtyńce z piyrzi tam nosiyli,
Wiater poniós jiw, dzie fcioł,
Ale starzi uwierzyli,
Ze to jym bogactwo do.

W moc rozstajów barz wierzyli,
W tom moc dobrom i w tom złom.
Potym przed niom ostrzygali,
Jacy cymu? wiy to fto?

Całe zycie
Od urodzynio do starości
Idyme
Dzie?
Ku śmierzci.

 

Dzie cłowiek zyje?

Godali pradziadowie,
Ze zyć umieć trzeba.
Usanuwać miejsce swoje
Pod tym skrawkiym nieba.

Cy to bedom równie,
Cy miejsca skaliste,
Dzie wysokie stojom turnie,
Dzie mrozy siarcyste.

Los miejsce wybiyro,
Wiedzie przeznacynie,
Ziym ku sobie cie przigarnie,
Bóg daje ciyrpiynie.

Wsićko, co przezyjes,
Na miejscu się stanie.
Na tym, co wse było Twoje
I Twojym zostanie.

Dziesi cłowiek zyje,
Dziesi miejsce swoje
Przeznacynie mu dało.
Cy dobrze wybrało?

Nie połacie ziymie,
Wysokie urodzynie,
Ojcowizny progi,
Miejsce sercu drogie.

Tam dzieś sie urodziył,
Dzieś za dziecka chodziył.
Z tobom na wse zostanie,
To miejsce wybrane.

Cłowiek choćkiedy
Staje pod niebym,
Głowe dźwigo do góry
I choc widzi chmury,
Odgaduje myślami,
Co pod, a co nad nami
Zaprzątanom mo głowe
Tym, co niewiadome.
Pytanie go nurtuje,
Cymu tutok zyje
Na skalistyj, twardyj ziymi
Miyndzy swoymi.

Hucy wiater, hucy
Corne chmury nad dachami
Słychno grzmiynie
Wiater mocno hucy dali.

Te wiatrziska mocne
Idom od gór ku dolinom,
Niesom ze sobom
Tu, ku nom biyde niejednom.

Choćkiedy sie widzi
Ze biyda juz tu wytrzimać
Dzie inyndy
Lepsego miejsca trza sukać.

Potym wsićko minie,
Słonecko piyknie zaświyci.
Odyjść z tela
Juz nie fces, juz ni mos chynci.

To wse moje miejsce
Myślis potym i banujes,
Ześ fcioł odyjść,
Kied Twoje miejsce tutok jest.

Całe zycie,
Od piyrsyw do ostaniw dni,
Cłowiek miłuje to miejsce,
Dzie się urodziył,
Abo dzie scynśliwy był.

 

Dzie cłowiek bedzie?

Dzie bedyme?
Som Pan Bog wiedzieć bedzie.
Ftowiy, dzie dojdyme
Tom drogom przez zycie.

Tak pytome,
Samego siebie choćkiedy
Bo jak już idyme,
To dzie i do cego?

Prowda Tako:
Ze choćby pytać sto razy,
Nie odpowiy nifto,
Co nos kiedy ceko.

Przez nas zywot cały
Idzie s nami
Frasunek niemały,
Co tyz bedzie dali,

Kied nase wyndruwanie
Kresu dojdzie
Na ziymskiym padole
I cłowiek sie minie

Odpowiedzieć ftoze,
Cłowiekowi moze,
Dzie pódzie?
Kied ze świata zyjdzie.

Dniami i nocami
Filozofi myśleli, dumali,
Dzie zacyno, dzie sie końcy
Świat nas cały.

Wieki przeminyły.
Dali filozofi tak dumajom
I dzie tyz to tyn świat drugi,
Oj, nie znajom.

Przidom nowe casy,
A stare nieodgadnione myśli,
Nowi myśłiciele świata
Bedom nieśli.

Gory głośno zahucom,
Przepowiadali
Ciymności świat oblecom,
Przepowiadali

Cłowiek sie staro,
Gdzie przezyć zycie.
Podpiyro sie wiarom,
Krzis nieroz niesie.

A jak juz dojdzie,
Rokow mu przibywo.
Starość ku niymu
Garnie się poczciwo.

Tego przepowiadać juz nie trza było.

Całe zycie
Cłowiek idzie,
Z miejsca urodzynio
Do miejsca przeznacynio,
Miejsca długiego odpocywanio.